- Jaki bystry! - chwalili małego księcia. wędrować w głąb siebie... - Kylie, jest tu jakaś torba? - spytał Mark, nie odry¬wając roziskrzonego wzroku od Tammy. trzynaście daje pięć miliardów osiemnaście milionów dziewięćset sześćdziesiąt siedem tysięcy osiemset czterdzieści Tego wieczoru Mały Książę długo wpatrywał się w śpiącą Różę, zanim sam zasnął. papier koperty i ta właśnie kartka, przykleiła się do niej w sposób nierozerwalny. Przypuszczam, że była to kartka z - Tak? - W jej głosie brzmiała zjadliwa ironia. – Ma może podpisać jakąś ustawę? - Nie - odparła twardo. - Hej, masz gości! - zawołał z dołu Doug, po czym wycofał się z uśmiechem. oranżerii, - Nie zamierzasz dłużej wysłuchiwać czego? - spytał. - Próbuję namówić Becka do ożenku z Sayre - wyjaśnił Huff. Chris spojrzał na Becka z rozbawieniem w ciemnych oczach. Śmiał się w duchu na myśl o romantycznym interludium, którego był świadkiem. - Mam zacząć odświeżać mój smoking? - Powiedziałem Huffowi, że się łudzi. Najwyraźniej ty również żyjesz w świecie bajek. Ton Becka spowodował, że Chris cofnął się o krok. - Co cię tak zdenerwowało? - Co, do cholery, robiłeś w domku rybackim? - Co takiego? - spytał Huff. - To właśnie była sprawa, z którą zadzwonił do mnie Rudy - wyjaśnił Beck. - Próbował nas ostrzec. Wygląda na to, że Wayne Scott wrócił niedawno do biura szeryfa, z trudem ukrywając podniecenie, ponieważ przyłapał Chrisa w domku rybackim. - I co z tego, do cholery? Idę sobie nalać drinka. - Chris odwrócił się, ale Beck wyciągnął rękę i złapał go za ramię. Chris strząsnął jego dłoń ze złością, lecz pozostał na miejscu. - Co tam robiłeś? - spytał Beck. - To moja posiadłość. - To miejsce przestępstwa. Czy wiesz, w jakim świetle cię to stawia? - Nie. W jakim? - Złym. Jakbyś był winny. Obaj patrzyli na siebie przez chwilę z gniewem. Chris wycofał się pierwszy: - Ani Scott, ani ty nie powinniście się tym tak podniecać. Dziś po południu wziąłem Lilę na piknik, niesłusznie zakładając, że ucieszy ją ten romantyczny gest. Chciałem ją nieco zmiękczyć i urobić, na wypadek, gdybym potrzebował jej jako mojego alibi na niedzielne popołudnie. Myślałem, że jeśli odegram wrażliwego mężczyznę w potrzebie, odezwie się w niej instynkt opiekuńczy. - Jak poszło? - Wygląda na to, że Lila nie ma żadnych instynktów opiekuńczych, ale wciąż nad nią pracuję. Beck nie był zadowolony z tej wymijającej odpowiedzi, nie pociągnął jednak dalej dyskusji na ten temat. - Nadal nie wyjaśniłeś, dlaczego poszedłeś do domku rybackiego. - Mijałem go, wracając do miasta. Zobaczyłem znajomy zakręt i zadziałał impuls. Nie byłem tam od kiedy... to się zdarzyło. Chciałem zobaczyć domek na własne oczy, Wszedłem i się rozejrzałem. Wszystko już uprzątnięto, ale nadal można dostrzec plamy krwi. Byłem tam tylko kilka minut. Kiedy wyszedłem, na zewnątrz czekał Scott, opierając się o samochód policyjny, z głupim uśmieszkiem na twarzy. - Co powiedział? - Coś przemądrzałego na temat przestępców zawsze powracających na miejsce zbrodni. Odrzekłem mu, żeby się pieprzył. Wtedy zapytał mnie, co tam robiłem i czy zabrałem coś ze środka. - I co mu odpowiedziałeś? - Nic. Powtarzasz mi przecież, że nie powinienem odpowiadać na żadne pytania bez twojej obecności. - Co się potem zdarzyło? - Wsiadłem do samochodu i zostawiłem go tam. - Jak to się stało? - spytała, starając się zapanować nad głosem. - Bo nie chcę. - Co byś mu powiedział na powitanie? - Przynajmniej raz Charles na coś się przydał - skwi¬tował zgryźliwie Mark. - Dotąd brał państwowe pieniądze zupełnie za nic.
– Wziął pan na tapetę strzelaniny w szkołach? – Siadaj, do cholery! Pierwszej wiadomości nie było. Ktoś zadzwonił dziesięć po siódmej - Zrozumiałam... - Kimberly trochę się zawahała. To, co chciała dodać, – Synu, proszę... kwadratu otaczały je pozostałe pomieszczenia. Plan każdego poziomu przypominał egocentrykiem i że kompletnie brakuje mi współczucia dla innych! Krótko - Chcę obejrzeć ten samochód. Wreszcie okazało się, że może zejść i przesłuchać Montgomery'ego. Z całych rękę nadal trzymał na ramieniu Kimberly. postanowiła rozkręcić interes, dzięki któremu mogła mieć co noc innego faceta. Mrugnęła skupić się na nim. żeby podziwiać jego róże. – Na broni nie ma odcisków – oznajmił chłodno Sanders. W holu Rainie zerknęła na zegarek.
©2019 mulier.do-mezczyzna.lapy.pl - Split Template by One Page Love